poniedziałek, 18 marca 2013

Marcowa pogoń Wigan, Tottenham stoi w miejscu - podsumowanie 30 kolejki Premier League

Mimo całej krytyki w kierunku Chelsea, a szczególnie jej tymczasowego trenera – Rafę Beniteza wszystko wskazuje na to, że „the Blues” ostatecznie wylądują w lidze mistrzów. Każdy inny wynik byłby zaskoczeniem. Zwycięstwo nad West Hamem było szczególne głównie ze względu na 200 gola Lamparda w niebieskich barwach, w dodatku zdobytego przeciwko jego byłej drużynie. Do tego Juan Mata jest pierwszym zawodnikiem w tym sezonie w lidze, który zdobył ponad 10 goli i 10 asyst. Hiszpan wraz z Edenem Hazardem ciągną wózek zwany Chelsea, a współpraca tych dwóch wygląda bardzo dobrze. Żadna dwójka zawodników w tej kolejce nie wymieniła ze sobą tylu podań co Belg z Matą.
Sytuacja Tottenhamu robi się coraz bardziej skomplikowana, z jednej strony ucieka Chelsea, z drugiej goni Arsenal, a sami stoją w miejscu. To do niczego dobrego nie może doprowadzić. Po drugiej porażce z rzędu w lidze, a trzeciej w ciągu ostatnich ośmiu dni Spurs znaleźli się w podobnym zatrzasku co rok temu. W zeszłym roku po 25 kolejkach mieli 10 punktów przewagi nad Arsenalem, a już po 28 kolejkach tylko 1. Pisałem o tym, że nie wierzę w to, by „Koguty” ostatecznie nie znalazły się w lidze mistrzów, ale tam autentycznie jest coś nie tak. To chyba jest najbardziej pechowy klub w angielskiej elicie. Na porażkę z Fulham statystyki nie wskazywały, Spurs nie przegrali z nimi na White Hart Lane od 9 lat, ostatnią bramkę „the Cottagers” strzelili tam 5 lat temu, a ostatni raz na własnym boisku zostali pokonani 3 listopada przez Wigan. Skończyło się 1-0 dla Fulham. Tottenham wyszedł w bardzo eksperymentalnym składzie, z Assou-Ekotto na lewej pomocy i Sigurdssonem po prawej. Przyniosło to najwięcej dośrodkowań w pole karne w tej kolejce, ale marny z tego był pożytek. Spurs oddali zaledwie 3 celne strzały, Fulham dwa, lecz to wystarczyło, aby wypatroszyć słabo dysponowane tego dnia "Koguty".
Po jednej stronie Tottenham, który miał najwięcej dośrodkowań, pod drugiej Fulham które w całej kolejce miało ich najmniej.
Jest połowa marca, czyli pora na to, aby Wigan powoli zaczęło gonić miejsce potrzebne do utrzymania. To taki okres dla tego klubu, gdy zawodnicy przypominają sobie o tym, że potrafią grać w piłkę. Tydzień temu pokonali Everton w 1/4 FA Cup, teraz wygrali z Newcastle w lidze i pewnie żałują, że przyszła pora na mecze reprezentacji. Żadna drużyna nie leży Wigan na własnym stadionie jak „Sroki”, pokonali ich po raz 6 na DW Stadium. Mogą się cieszyć ze zwycięstwa, jednak niestety Newcastle powinno czuć się skrzywdzone i okradzione z co najmniej jednego punktu. Przy bramce na 2-1 jeden z zawodników Wigan zagrywał piłkę ręką (Figueroa) i  gol nie powinien zostać uznany. Do tego McManaman – skrzydłowy „the Latics” powinien zostać wyrzucony z boiska za atak na połamanie nóg Haidarze – obrońcy Newcastle. W takich sytuacjach potrzebna jest izolatka dla atakującego, a nie było nawet żółtej kartki. Tak czy siak Wigan zgarnęło trzy punkty i dzięki temu jeszcze nie poddało się z walki o byt w Premier League. Pozostało już tylko jedno miejsce do obsadzenia Championship w przyszłym sezonie, bo Reading i QPR niemal dwoma nogami już spadło.

Na koniec o Sunderlandzie, który zanotował 7 mecz bez zwycięstwa i jest coraz bliżej strefy spadkowej. Do tego w najbliższej kolejce grają z Manchesterem United, tydzień później z Chelsea także ta seria może się przedłużyć do 9 takich spotkań. W starciu z Norwich wszystko ułożyło się dla nich niemal idealnie, przez 2/3 meczu grali w przewadze jednego zawodnika, do tego sędzia im sprzyjał, bo nie podyktował oczywistego karnego dla „Kanarków”. Jednak nawet to nie przyniosło upragnionego punktu. Z dobrej strony pokazał się Rose – lewy obrońca „Czarnych Kotów”, który był usposobiony bardzo ofensywnie i dobrze rozumiał się z Vaughanem, który grał na środku. Te dwa ogniwa to bezapelacyjnie w starciu z Norwich były najjaśniejsze punkty drużyny. Co może niepokoić to współpraca duetu napastników – Stevena Fletchera i Danny’ego Graham, która się specjalnie nie układa. W ciągu dwóch ostatnich meczów wymienili ze sobą zaledwie dwa podania, także o jakiejś współpracy nie można nawet mówić. Cztery punkty dzielą Sunderland od strefy spadkowej, dużo i mało. Mają do tego jeden mecz więcej rozegrany od osiemnastego Wigan. Końcówka na pewno będzie bardzo nerwowa, bo po dwóch następnych kolejkach ich przewaga może stopnieć do 0.

O sobotnich meczach pisałem tutaj

PS. Najwięcej podań w tej kolejce wymieniło Swansea, do tego miało najwyższą celność podań 88%, a Jonathan De Guzman miał najwięcej kontaktów z piłką ze wszystkich grających w tej serii gier. To jednak nie przyniosło skutku w postaci jakiegokolwiek punktu w meczu z Arsenalem, ba nie oddali nawet celnego strzału na bramkę Fabiańskiego, co wygląda trochę groteskowo przy całej pracy jaką wykonali podczas całego meczu.

PS 2. Niewiele ma to wspólnego z Premier League, ale tak wygląda jeden z najładniejszych goli weekendu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz