piątek, 21 grudnia 2012

Liga mistrzów bez Anglików oraz czy Arkadiusz Milik będzie nowym Lewandowskim?


1.Za nami losowanie fazy pucharowej ligi mistrzów i z której strony na nie spojrzeć to zarówno dla United, jak i Arsenalu los nie był łaskawy. Wylosowali praktycznie najgorzej jak mogli i jeżeli chociaż jedna drużyna awansuje to będzie sukces. W przypadku Arsenalu Wenger powinien zrobić wszystko, by mecz z Bayernem nie wyglądał tak jak ubiegło sezonowy blamaż na San Siro. Niemcy to wyjątkowo niewygodny przeciwnik i realnie patrząc to specjalnie nie widzę plusów i szans przy Londyńczykach. Podolski coś tam przebąkuje, że Arsenal ma szanse pokonać Bayern, ale cóż, niech żyje złudzeniami. Co do Manchesteru to wydaje mi się, że nie są bez szans w starciu z Realem, ale tutaj bardziej zadecyduje obecna forma i dyspozycja, więc póki co ciężko oceniać. Ten mecz jawi się jako powrót Ronaldo do MU oraz starcie dwóch wielkich trenerów. Ponadto media spekulują, że to właśnie Mou przejmie schedę w angielskim klubie po Fergusonie, który powoli zmierza na emeryturę. 
Na niekorzyść United działa fakt, że z poważną drużyną z europejskiego topu nie grali od maja 2011, gdy przegrali w finale ligi mistrzów z Barceloną. Jednak jakby udało się Anglikom wyeliminować Real wyrośliby na głównych faworytów do tytułu. Tyle tylko, że „Królewskim” pozostała tylko Liga Mistrzów, a obsesja w Madrycie na punkcie tego pucharu jest ogromna. Jeżeli właśnie presja nie przerośnie Hiszpanów to oni powinni awansować. Na sucho w tej chwili szanse oceniam na 60 do 40% dla madrytczyków.

2. Arkadiusz Milik, jeden z najbardziej perspektywicznych polskich piłkarzy wylądował w Bayerze Leverkusen. W moim odczuciu Arek bardzo dużo ryzykuje, lecz do zyskania też ma nie mało. Nie jestem jednak do końca przekonany, czy sobie poradzi. W Górniku rozegrał tak naprawdę jedną w miarę dobrą rundę, gdzie walczył o mistrza Polski, a już w następnej będzie się bił o wicemistrzostwo Niemiec. Skok ogromny tylko, czy to jest możliwe, aby w ciągu miesiąca przeskoczyć taki pułap. O miejsce nawet na ławce może nie mieć łatwo, bo jak wiadomo tam gdzie pieniądze tam jest konkurencja, a jak do tego przychodzi sukces rywalizacja jeszcze bardziej rośnie. Jeżeli jednak jakimś cudem przekonałby do siebie duet szkoleniowców Bayeru to przyszłość przed nim maluje się w bardzo jasnych barwach. A jak mu się nie uda to na osłodę pozostaną mu pieniądze, za rok gry otrzyma milion euro, także porażkę jakoś przeżyje.


Na koniec jeszcze przedświąteczny rozkład jazdy

wtorek, 18 grudnia 2012

Czego dowiedzieliśmy się po 17 kolejce Premier League?

1.Gdy Arsenal gra w optymalnym składzie czyli bez Ramseya, Coquelina i z Walcotem zamiast Giroud to na ich grę bardzo przyjemnie się patrzy. Fakt, że wygrali z najsłabszym Reading, ale w końcu pokazali swoje możliwości ofensywne. Wbrew całej tej krytyki ze wszystkich stron  wylądowali na piątym miejscu i przy odpowiednim szczęściu są w stanie zdobyć komplet punktów w najbliższych czterech meczach. Aczkolwiek znając skłonności Arsenalu do gubienia punktów z ogórkami taka sytuacja nie nastąpi.

2.Reading bardzo spokojnie dryfuje ku Championship, wygrywając zaledwie jedno spotkanie na siedemnaście. O ile ich ofensywa wygląda bardzo przyzwoicie i można ich oglądać o tyle defensywa przypomina tą rodem z Bełchatowa czy Bielska Białej. Łatwość z jaką dopuszczają do sytuacji przeciwnika wskazuje, że w najwyższej klasie rozgrywkowej zostać na kolejny sezon nie chcą. Są na najlepszej drodze do tego, bo póki co drużyna która zajmowała ostatnie miejsce w Premier League na święta nie spadła tylko raz – pięć lat temu był to West Brom. Przed nimi mecz z City więc wigilie spędzą na dnie.

3.Fellaini nie zmądrzał i wciąż przytrafiają mu się takie zaćmienia jak w meczu ze Stoke, gdy w stylu Zidana* potraktował Shawcrossa. Nawet nie chodzi, że było to specjalnie groźne czy niebezpieczne, ale było głupie i tyle. Co gorsza chamskie zachowania przytrafiają mu się nad wyraz często i nie ma na nie racjonalnego wytłumaczenia. Ale przynajmniej zagwarantował sobie tygodniowy odpoczynek od piłki i spokojne święta.

*Raymond Domenech trener Francuzów w 2006 roku, w swojej książce napisał o ataku Zidane’a, że w ten sposób chciał zniszczyć całą swoją karierę, gdyż w jego opinii na wszystkie zaszczyty i chwałę po  prostu nie zasłużył. Jak widać próba destrukcji swoich osiągnięć mu najlepiej nie wyszła.

4.Nasri w końcu pokazał swoje możliwości i zagrał na bardzo przyzwoitym poziomie, szkoda tylko, że przytrafiła mu się kontuzja i nie mógł dokończyć spotkania. City w meczu z Newcastle zagrało dobrze, a przede wszystkim skutecznie i po porażce z lokalnym rywalem nie ma już śladu. W tym spotkaniu zabrakło Mario Balotelliego, który tak zafascynował się pakowaniem prezentów, że nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych.
Supermario pakujący prezenty 
W Manchesterze w ogóle jest bardzo spokojnie. United odnieśli piąte zwycięstwo z rzędu ze słabym Sunderlandem, jednak Sir Alex aż tyle powodów do radości mieć nie może. Głównie ze względu na postawę w obronie. Zadziwia szczególnie to ile sytuacji pozwolili stworzyć słabemu przeciwnikowi.

5.Źle dzieje się z Wigan, które obsunęło się do strefy spadkowej po tym jak zanotowało 4 mecz bez zwycięstwa. O tyle dziwne jest to, że „the Latics” nie prezentują się źle i na tle drużyn walczących o byt wyglądają dobrze. Dlatego też wydaje mi się, że jest to sytuacja przejściowa i na końcu się utrzymają, w końcu są w takich bojach zaprawieni.

6.Trzeba odnotować, że kapitalną pracę odwala w Norwich Chris Hughton. „Kanarki” zanotowały trzecie zwycięstwo z rzędu i są już niepokonani od 10 kolejek. To wszystko odbywa się bez jakiegoś większego echo, jednak Norwich prezentuje, że przeciętnym składem da się grać bardzo efektywnie. O jakiś fajerwerkach nie ma tam mowy, ale po cichu pną się w górę ligowej tabeli zajmując już 8 pozycję, a może być jeszcze lepiej.

7. Liverpool po raz kolejny dołożył wszelkich starań, aby nikt nie brał ich na poważnie. Z Aston Villa zanotowali najwyższą od trzech lat porażkę na własnym stadionie. Niby ich gra nie wyglądała źle, długo utrzymywali się przy piłce, stwarzali sobie sytuacje, jednak po raz kolejny szwankowała skuteczność. Drużynie brakuje przede wszystkim armat z przodu, a Rodgers póki co tonuje nastroje przed styczniowym okienkiem transferowym. Moim zdaniem największa porażka miała miejsce w wakacje, gdy nie udało się ściągnąć typowego napastnika, a teraz tylko przychodzą tego efekty.

8.W końcu odpalił Christian Benteke, kolejny piłkarz ze złotej generacji Belgów. Strzelił dwie bramki i głównie dzięki niemu Villa wygrała z Liverpoolem. Wszystko wskazuje na to, że Benteke długo w Birmingham nie pogra, bo jego umiejętności na ten klub są za duże. Belg przyczynił się też do najlepszego okresu pracy Paula Lamberta w Aston Villi, która zanotowała piąty mecz bez porażki i na Villa Park dawno nie było tak dobrze. Ponadto na ich grę całkiem przyjemnie się patrzy po tym co miał do zaoferowania poprzedni menedżer – Alan McLeish, chociaż od jego stylu gry to wszystko będzie lepsze.

9.QPR przerwało tragiczną passę 16 meczów bez zwycięstwa, a magia Harrego Redknappa powoli zaczyna działać. Jeżeli trenerowi uda się w ciągu okresu świątecznego zanotować jeszcze ze dwie wygrane to ekipa z Loftus Road będzie na poważnie mogła myśleć o utrzymaniu, jednak do tego jeszcze daleko, ale znając umiejętności Redknappa jest to możliwe.

10.Na koniec o Chelsea, która zanotowała blamaż w Japonii i swoją grą piłkarze pokazali w jak głębokim poważaniu mają te rozgrywki. Ciężko oglądało się ekipę z Londynu i aż dziw bierze, że to oni reprezentowali Europę w tych rozgrywkach. Dni Beniteza wydają mi się policzone, jednak z braku laku na tym stanowisku jeszcze pobędzie. Zwalniając Hiszpana Abramowicz przyznałby  się do błędu jakim było wyrzucenie ze stanowiska trenera Roberto di Matteo. Teraz liczy się tylko liga, a tam droga Beniteza nie będzie usłana różami. Zastanawia mnie tylko jakie granice ma cierpliwość rosyjskiego właściciela, bo myślę, że Rafa już ją przekroczył.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Król jest jeden, Barcelona mistrzem Hiszpanii


To już jest koniec. Barcelona po zwycięstwie nad Atletico definitywnie rozstrzygnęła sprawę tryumfu w lidze hiszpańskiej, a Messi po raz kolejny pokazał, że król futbolu jest jeden. Real w tym sezonie ani przez chwile nie był w stanie dotrzymać kroku Barcie, a brak wyników sprawia, że pojawiają się kolejne plotki na temat przyszłości Mou.

Problem Premiera Divison jest taki, że ta liga w tej chwili jest po prostu nudna. Brakuje w niej w tym sezonie rywalizacji, a główną przyczyną jest postawa Realu, która w żaden sposób nie przypomina zespołu z zeszłego półrocza, gdy zdobywali mistrzostwo. Można się emocjonować ile bramek strzeli Messi, Ronaldo czy Falcao, ale i tak wygra ten pierwszy. Atletico, które próbowało włączyć się do rywalizacji o mistrzostwo w meczu z Barcą zostało brutalnie sprowadzone na ziemię, szczególnie w drugiej połowie. O ile w pierwszej zagrali perfekcyjnie pod prawie każdym względem to i tak schodzili na przerwę z jednobramkowym deficytem. Jednak nareszcie jakaś drużyna inna niż Real udowodniła, że da się grać z Barcą jednocześnie będąc efektownym i efektywnym. Jednak madrytczykom udało się to jedynie w pierwszej połowie. Do trzydziestej minuty nie pozwolili Barcelonie praktycznie na nic, a sami wyprowadzili trzy groźne akcje. Paradoksalnie po strzeleniu gola mecz w ich wykonaniu się skończył. Po tym wydarzeniu Barca przejęła inicjatywę i nie oddała jej do końca meczu. Co ważniejsze to zwycięstwo przyszło bez wielkiego wkładu Messiego, który strzelił dwa gole, jednak one aż takiego znaczenia nie miały. Mimo niewielkiego wysiłku pokazał, że i tak jest najlepszy dystansując Falcao, który nie miał takiego wsparcia w zespole jakie miał Argentyńczyk. Strzelając gola nr 90 Messi ma w tym roku więcej bramek strzelonych niż cały Liverpoolu co jest osiągnięciem wręcz kosmicznym. Wracając do Atletico to problem ich jest na taki, że po sezonie mogą obudzić się z ręką w nocniku bez Ardy Turana, Falcao i trenera Simeone. Pierwszym zawodnikiem interesuje się Inter, a na dwa ostatnie nazwiska chrapkę ma głownie Chelsea, a Atletico bez wspracia finansowego nie będzie w stanie ich utrzymać. Ich sukces też nie wziął bez pieniędzy, przecież Falcao kosztował ponad 40 mln euro. Dopóki nie nastąpią szersze zmiany w lidze na korzyść słabszych klubów to żaden z nich nie będzie w stanie poważnie rywalizować z potęgami z Madrytu i Barcelony. Rojiblancos pokazali, że się da, ale jedynie krótkofalowo. Bez pieniędzy ta liga wciąż będzie nudna, pod względem rywalizacji najlepszych. W tym sezonie nawet tego brakuje. Aktualnie wygląda tak, że Barca gra w swojej lidze, Atletico i Real w kolejnej, a pozostali walczą o miejsca między sobą.

Przechodząc do Realu to tu sytuacja jest poważna. Mourinho zdaje sobie sprawę, że w tym sezonie Barca jest poza zasięgiem i cała uwagę skupi na lidze mistrzów, która jest priorytetem. Dopóki z niej nieodpadanie dopóty będzie trenerem Realu. Problem jednak jest taki, że nie podoba się to większości kibiców, a niektórzy piłkarze powoli mają Portugalczyka dość i domagają się jego zwolnienia. Moim zdaniem to byłaby najgorsza możliwa opcja, bo ekipa z Madrytu lepszego trenera w tej chwili nie znajdzie. Podobna sprawa miała miejsce z Del Bosque i do dziś niektórzy żałują, że Hiszpan został wyrzucony na zbity pysk. Wydaje mi się, że związek Mou z Realem jest toksyczny i w tej chwili obie strony się jedynie wyniszczają, jednak Real przy zwolnieniu „the special one” tylko ucierpi. Mou bez problemu znajdzie pracę, jednak pozostawiłyby niedosyt zostawiając klub bez zwycięstwa w lidze mistrzów, a to jest główny cel postawiony na ten sezon. Jedną z przyczyn słabszej postawy Realu jest to, że zawodnikom brakuje motywacji do ponownego morderczego wyścigu z Barceloną. W Madrycie ciśnienie na mistrzostwo w poprzednim sezonie było ogromne, a taka walka była wyniszczająca przede wszystkim psychicznie. Piłkarze, co może brzmieć głupio nie byli przygotowani na kolejny taki maraton. Mou przyznaje, że w tej chwili jest bezradny i nie wie co się dzieje z jego drużyną. Real bez Mourinho mógłby mieć problem z odbudowaniem się, czego przykładem są Inter i Chelsea, gdzie przez długi czas ciężko było znaleźć odpowiedniego zastępcę, który byłby w stanie zapewnić takie wyniki jak poprzednik. Tak czy siak wszystkie znaki na niebie wskazują, że Mou z Madrytu po sezonie odejdzie pytanie jest tylko takie czy zrobi to w glorii chwały czy przegranego.

niedziela, 16 grudnia 2012

Progres/ odkrycie w Anglii 2012

W tym rankingu chciałem uwzględnić piłkarzy grających w Anglii, którzy zostali albo całkowitymi odkryciami obecnej rundy czy całego roku lub ci, którzy zaliczyli największy progres w przeciągu całego roku. Nie wybieram tutaj piłkarzy, którzy byli najlepsi w tym roku, jedynie graczy o których wcześniej nikt nie słyszał, przyszli znikąd, czy grali wcześniej po prostu przeciętnie.

5.Rafael - Manchester United
Brazylijczyk w tym sezonie zaliczył niesamowity skok jakościowy. Gdy wydawało mi się, że czeka go podobny los w Manchesterze co Fabio, dostał prawdziwą szansę od Sir Alexa Fergusona i ją wykorzystał. Znacznie poprawił się niemal we wszystkich aspektach piłkarskiego abecadła. Do tej pory zaliczył 2 bramki i 2 asysty. Gol z Liverpoolem do tej pory był jego najładniejszym. Największym jego problemem jest brak koncetracji w kluczowych momentach. Przykładem tej słabości był mecz w 2010 w cwierćfinale Ligi Mistrzów z Bayernem, gdy wyleciał z boiska po faulu na Riberim. Tuż przed derbami Manchesteru przytrafiło mu się tragiczne spotkanie z Reading, w którym Ferguson zdjął go już w 30 minucie. Jednak w kolejnych zawodach z City wyglądał bardzo przyzwoicie, zanotował nawet asystę. Rafael zbiera teraz owoce ciężkiej pracy i tego, że Ferguson z braku laku postawił na niego. Brazylijczyk to wykorzystał i teraz jest jednym z lepszych prawych obrońców w lidze.

4.Steven Caulker - Tottenham Hotspur
Młody Anglik tam gdzie się pojawi gra bardzo równo, na wysokim poziomie co na pozycji środkowego obrońcy jest bardzo ważne. Po rocznym wypożyczeniu w Swansea, gdzie grał bardzo dobrze, wrócił do Tottenhamu i realnie patrząc na papierowy skład ekipy z Londynu ciężko było wierzyć, że Caulker do składu się przebije. Jednak Andre Villas Boas na niego stawia i w tym sezonie zanotował już 21 meczy na wszystkich frontach. W lidze strzelił już 2 bramki co na obrońcę jest dobrym bilansem. Miło jest patrzeć jak ten piłkarz się rozwija, co roku pnąc się coraz wyżej. W sezonie 2010/11 tuż po kupieniu Caulkera - Tottenham od razu go wyporzyczył do Bristol City. Tam został przez wielu uznany za najlepszego środkowego obrońcę na zapleczu ekstraklasy. Perspektywy przed nim są ogromne, może być podstawowym zawodnikiem reprezentacji Anglii na lata, w której zaliczył już debiut i od razu uwiecznił go bramką. W grudniu kończy 21 lat i wszystko wskazuje na to, że Tottenham będzie miał z Caulkera wiele pożytku.

3.Raheem Sterling - Liverpool
Największe objawienie z młodych angielskich piłkarzy w tym roku, przebojem wdarł się do pierwszego składu Liverpoolu. Od 2 kolejki, meczu z Manchesterem City nieprzerwanie gra w podstawowym składzie. Sterling w grudniu skończył zaledwie 18 a już o nim się bardzo dużo mówi, nie tylko przez wzgląd na jego umiejętności. Sporym problemem Liverpoolu jest fakt, że młody reprezentant Anglii nie chce podpisać nowego kontraktu. Sporą burzę wywołały jego rzekome wypowiedzi, jakoby chciał zarabiać 50 tysięcy funtów tygodniowo, czyli mniej więcej tyle co np. Downing, którego wygryzł ze składu i wcale nie czuje się od niego gorszym. Liverpool, jednak się na to nie zgodził i póki co jest impas w tej sprawie. Moim zdaniem jednak im szybciej podpisze kontrakt tym lepiej sam na tym wyjdzie. Póki co jego liczby nie są zbyt imponujące jak na skrzydłowego: 1 gol, 2 asysty w Premier League, aczkolwiek chłopak jest bardzo młody i pewne jest, że będzie się rozwijał. Jest to zdecydowanie najbardziej perspektywiczny angielski piłkarz i tamtejsza federacja musi się cieszyć, że Sterling nie zdecydował się grać dla Jamajki, czyli kraju w którym się urodził. Jeżeli będzie się cały czas rozwijał może zostać najlepszym angielskim skrzydłowym, jednak póki co droga do tego jest bardzo daleka.

2.Marouane Fellaini - Everton
W 2008 roku został sprzedany z belgijskiego Standardu Liege do Evertonu za rekordową sumę dla klubu z Liverpoolu 15 mln funtów. Przez wszystkie te kilka lat prezentował bardzo solidny poziom, jednak brakowało fajerwerków, których można się spodziewać po tak drogim piłkarzu. Tuż przed obecnym sezonem David Moyes zmienił mu pozycję, ustawiony został tuż za napastnikiem. I to był strzał w dziesiątkę. Belg ma w tej chwili najwięcej bramek w klubie aż 8 i do tego 3 asysty. To jaki progres zaliczył w tym roku jest niesamowite i w tej chwili jest wyceniany na 25 mln funtów. Ciężko będzie utrzymać Evertonowi tego piłkarza do lata, bo kilka klubów w tym Chelsea już się o niego pytała. Największym jego atutem jest gra głową,umiejętność przyjęcia piłki na klatkę piersiową i szybkiego odegrania futbolówki do partnera. Odwieczną wadą Fellainiego jest to, że często przytrafia mu się jakieś zaćmienie i w chamski sposób atakuje rywala. Taka sytuacja przytrafiła się w meczu przeciwko Stoke, gdy z “Zidana” uderzył Showcrossa. Jednak mimo wszystko jest to piłkarz prawie kompletny i lada moment powinien trafić do lepszego klubu w którym będzie mógł zdobyć jakieś trofeum. Najlepiej, gdyby to się stało po sezonie tak, żeby Everton realnie mógł powalczyć o ligę mistrzów.

1.Michu - Swansea

Jak to się stało, że taki piłkarz został wytransferowany praktycznie za grosze do miasta, które wcześniej było znane głównie z tego, że urodziła się tam Catherine Zeta-Jones. Aktualnie jest najlepszym strzelcem Premier League z 12 bramkami. Nie wiem, czy ktokolwiek przed sezonem wpadłby w ogóle na taki pomysł, by postawić na Hiszpana jako najlepszego strzelca. Do Swansea przyszedł za marne 2 mln funtów z Rayo Vallecano, dla którego strzelił 15 goli w poprzednim sezonie w Premiera Division. Znacznie pomógł w utrzymaniu tego klubu i gdyby nie kryzys to raczej do Walii, by nie trafił. Największym atutem Michu jest gra głową. Po meczu z Arsenalem trener Swansea - Michael Laudrup powiedział, że Hiszpan jest wart co 30mln funtów. Trochę przesadził, ale fakt jest taki, że Michu w tej chwili robi furorę na angielskich boiskach i jeżeli któryś klub myśli o jego sprowadzeniu będzie musiał liczyć się ze sporym wydatkiem. To właśnie na Emirates pokazał swoje umiejętności i strzelił kanonierom dwie bramki, dając wspaniałe zwycięstwo klubowi z Walii. Hiszpan znany jest ze swojej innowacyjnej cieszynki która może doprowadzić do szału kibiców drużyny przeciwnej a wprowadzić w stan uniesienia fanów łabędzi.Michu jak wylądował na czele klasyfikacji strzelców tak wciąż nie chce oddać tego miejsca. Jednak realnie patrząc ciężko jest sobie wyobraźić, by Hiszpan był w stanie wywalczyć koronę króla strzelców. Aczkolwiek jeżeli nadal prezentowałby się tak dobrze jak teraz to kto wie. Swansea zrobiła na tym piłkarzu złoty interes już teraz, a jak tak dalej pójdzie to może wyjść jeszcze lepiej.

środa, 12 grudnia 2012

Robin van Persie kradnie derby Manchesteru; kompromitacja Arsenalu

Ekipy z Premier League po kompromitacji w Lidze Mistrzów odpowiedziały w najlepszy możliwy sposób. W ten weekend dostaliśmy kolejkę do tej pory najlepszą, a niektóre spotkanie weszły wręcz na poziom kosmiczny głównie pod względem emocjonalnym.
 
***
Najważniejszym wydarzeniem 16 kolejki były bez wątpienia derby Manchesteru. W tym meczu widzieliśmy wszystko i muszę przyznać, że tak kapitalnego meczu możemy już w tym sezonie nie zobaczyć. Znamienne jest to jak jedna pomyłka sędziowska może wpłynąć na poziom spotkania. Gdyby właśnie nie błąd arbitra, który nie uznał 3 bramki dla MU nie obejrzelibyśmy tak genialnego spotkania. Realnie patrząc tylko na grę - City było lepsze, jednak brakowało skuteczności. Aczkolwiek licząc już tylko na prawidłowo strzelone bramki to United zasłużenie wygrało. Pierwszy raz w tym sezonie obejrzeliśmy zawodników z obu ekip, którzy zagrali na 100%. Owszem zdarzały się błędy, ale nikt nie odpuszczał, żadna piłka nie mogła być oddana bez walki. Jednak kilku zawodników moim zdaniem w tym spotkaniu za bardzo odstawało. Myślę tu przede wszystkim o Nasrim (ten przyczynił się również do utraty decydującego gola) i Balotellim, którzy na tle tak dobrze dysponowanych obu drużyn wypadli beznadziejnie. Szkoda, że Mancini nie postawił od początku na duet Aguero - Tevez, bo w pierwszej połowie przez Supermario Manchester City grał w dziesiątkę. Włoch był kompletnie bezproduktywny zarówno w defensywie i ofensywie. Zdecydowanie na największe słowa uznania zasługuje Wayne Rooney, który w końcu zagrał na takim poziomie do jakiego wszystkich przyzwyczaił. Udało mu się zdobyć dwie bramki i gdyby nie to, że van Persie zdobył zwycięską bramkę to właśnie Anglik byłby największym wygranym tych derbów. Mimo to, Rooney pokazał, że jest najważniejszym ogniwem United i abstrahując od tego, że van Persie strzelił najwięcej bramek to w ofensywie Rooney jest niezastąpiony. Gra głównie dla drużyny, a dopiero potem myśli o sobie. Dzięki temu zwycięstwu United umocnili się na prowadzeniu i jeżeli będą dalej tak zabójczo skuteczni to mistrzostwo Anglii powinno być ich.

***
Liverpool odnosi cenne zwycięstwo na Upton Park
Bardzo ciekawym meczem okazało się starcie między West Hamem i Liverpoolem. “The Reds” mimo, że grali bez Suareza i napastnika potrafili ustrzelić 3 bramki i pokonać “Młoty”. Liverpool wydaje mi się, że jeżeli będzie nadal grał w taki sposób jak w niedziele to może poważnie włączyć się do walki o miejsce promujące grę w lidze mistrzów. Aby jednak tak się stało muszą poprawić skuteczność. Co najważniejsze grają przede wszystkim ofensywnie i chcą jak najdłużej utrzymać się przy piłce. To przynosi efekty bo Liverpool przegrał tylko 1 spotkanie z ostatnich 11. Na pochwałę zasłużyli przede wszystkim młodzi, czyli: Sterling i Shelvey, a ze starszych Joe Cole, który rozegrał w końcu całkiem dobre spotkanie okraszając je bramką.  Mam nadzieję, że Sterling, który parę dni temu skończył 18 lat podpisze kontrakt z Liverpoolem. Na wyspach mówi się o zainteresowaniu Manchesteru United, jednak taki transfer wydaje się mało prawdopodobny. Jeżeli jednak tak by się stało Sterling byłby pierwszym piłkarzem od 1964 roku, który przeszedłby z Anfield na Old Trafford albo odwrotnie.

***
Radość Jelavica po strzelonym golu w ostatniej minucie
Bezpośrednie starcie o czwartą pozycję miało miejsce na Goodison Park gdzie Everton zmierzył się z Tottenhamem. “The Toffees” po szalonej końcówce i bardzo wyrównanym meczu pokonali “Koguty”. Everton chyba ze wszystkich drużyn Premier League na przełomie wakacji zanotował największy progres przede wszystkim, jeżeli chodzi o grę. Gdyby nie brak skuteczności i kilka pomyłek sędziowskich byliby co najmniej na 3 miejscu. Ich gra wzbudza szacunek i podziw, bo jak Liverpool myślą głównie o ofensywie i strzeleniu bramek. Co do Tottenhamu to tej drużynie brakuje pewnej stabilizacji. Można mówić, że przegrali pechowo, ale stało się tak na ich życzenie. W doliczonym czasie prowadząc 1-0 przegrali 2-1, tak doświadczeni obrońcy na czele z Gallasem nie powinni tak łatwo tracić bramek. Co jeszcze może martwić Villasa - Boasa to fakt, że po frajersku przegrywają większość bezpośrednich starć z najlepszymi. Znamienny jest fakt, że gdyby nie liczyć goli straconych przez “Koguty” po 80 minucie to byliby na czele Premier League.

***
Radość piłkarzy Bradford po życiowym sukcesie w meczu z ekipą Wengera
Stało się. Arsenal we wtorek sięgnął dna i mułu. Przegrywając z czwartoligowym Bradford “Kanonierzy” odpadli z Pucharu Ligi jednocześnie tracąc szansę na jedyne realne trofeum, które mogliby w tym sezonie zdobyć. Wenger tradycyjnie nie widzi problemu w tej porażce i apeluje do graczy, by zbytnio się nią nie przejmować. Dodaje jeszcze, że taka klęska nie jest upokarzająca... Jeżeli Arsenal, który przed sezonem chciał walczyć o mistrzostwo Anglii przegrywa z jakimś czwartoligowcem to nie jest to normalne. Co gorsza menedżer uważa, że nic się nie stało. Arsenal w tej chwili jest klubem bez jakiejkolwiek ambicji, chęci bycia najlepszym. Stał się takim klubem jakim obecnie jest Ajaks Amsterdam na europejskim polu, czyli głównie dostarczycielem piłkarzy do lepszych zespołów. Wenger od dłuższego czasu żyje w jakimś alternatywnym świecie, w którym co by się nie stało i tak jest dobrze, na wszystko znajdzie się jakieś marne wytłumaczenie. Kibice mają już takiej sytuacji dość i żądają zmian, tych najbardziej drastycznych przede wszystkim na stanowisku trenera.

niedziela, 9 grudnia 2012

Świąt nie będzie! - Są pierwsze zarządzenia Harrego Redknappa w QRP

Wigilia to w Anglii dzień, kiedy teoretycznie zawodnicy zbierają się przy jednym stole, aby wspólnie spędzić czas, jednak w praktyce dla niewielkiej części piłkarzy jest to kolejny powód do alkoholowej libacji. Po jednej z takich imprez Jonny Evans z MU został oskarżony o gwałt, a Defoe i Dos Santos pływali w gorzałce. Zdaje sobie sprawę ze słabości piłkarzy trener QPR Harry Redknapp i zarządził, że skoro nie ma wyników to i świąt nie będzie!

W QPR powodów do radości nie ma. Od daty założenia ligi, czyli 1992 nie było drugiej tak słabej drużyny, która w tak długim okresie czasu od początku sezonu nie potrafiła wygrać. W meczu z Wigan zanotowali 16 mecz bez zwycięstwa i pobili rekord należący wcześniej do Swindon, którzy w sezonie 93-94 nie potrafili wygrać 15 kolejnych meczów. Po większości ich zawodów, gazety jako tytuł do zawodów Rangersów mogłyby umieszczać legendarną okładkę faktu po występach Polaków na mistrzostwach świata w 2006 roku: Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo. Nie wracajcie do domu. Władze klubu złapały się ostatniej możliwej deski ratunku, zatrudniły na stanowisku trenera specjalistę od ratowania klubów przed spadkiem, czyli Harrego “Houdiniego” Redknappa. Jeżeli on nie pomoże to znaczy, że nikt nie dałby rady.

Redkanpp jest jedną z najbardziej barwnych postaci na wyspach. Jego konferencje cieszą się sporym zainteresowaniem, gdyż nie zważa na wszelkiego rodzaje konwenanse, które wydaje się ze powinny przylegac do trenera. Dlatego jest uwielbiany przez media bo zazwyczaj daje im to czego chcą. W 2010 roku został żartobliwie nazwany “wheeler dealer”, ze względu na dużą liczbę piłkarzy sprzedanych i kupionych dla Tottenhamu. Pobił w tym nawet Manchester City. W wywiadzie dla Sky Sport po przegranej 0-1 z Wigan, dziennikarz nazwał go właśnie w ten sposób, na to oskarżenie oburzony odpowiedział:
“No, I'm not a wheeler and dealer. F**k off. I'm not a wheeler and f*****g dealer. Don't even say that. I'm a f*****g football manager." To jeden z jego najlepszych cytatów, tutaj wstawiłem kilka pozostałych:
-Podczas pracy w Southampton Kenwynowi Jonsowi przytrafiła się kontuzja kostki, zapytany o stan jego zdrowia powiedział:
“He took a knock on his ankle but we played him some Bob Marley reggae music and he was fine.”
-Tak mówił o sobie jako piłkarzu, gdy grał w latach 60 dla West Hamu:
"Even when we had Moore, Hurst and Peters, West Ham's average finish was about 17th. Which just shows how crap the other eight of us were.
-Co mówi o taktyce:
"I sorted out the team formation last night lying in bed with the wife. When your husband's as ugly as me, you'd only want to talk football in bed."
-A to już jego reakcja po tym jak dostał od jednego z zawodników piłką na treningu: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=zRZTna7tRHk

Do największych jego największych sukcesów należy Puchar Anglii z Portsmouth i ćwierćfinał ligi mistrzów z Tottenhamem. Swoja przygodę z ekipą z Loftus Road rozpoczął od 3 remisów. Wszedł do zespołu w najgorszym możliwym momencie, gdy natłok spotkań jest niesamowity. Od 1 grudnia do 2 stycznia drużyna rozegra siedem ligowych meczów. Jeżeli w tym momencie nie uda się w końcu wygrać jakiś spotkań i automatycznie doskoczyć do drużyn w okolicy strefy spadkowej  to sezon dla QPR może się skończyć. Strata do pierwszego bezpiecznego miejsca wynosi w tej chwili 8 punktów, niby nie tak dużo, ale same remisy i porażki nie upoważniają do myślenia o realnym utrzymaniu.

Najdziwniejszy jest fakt, że drużyna została przed sezonem, że Rangersi zostali dosyć porządnie wzmocnieni transferami za 25 mln euro. Do klubu trafili zawodnicy o dobrej renomie. Julio Cesar, który do ekipy z Londynu trafił w letnim okienku transferowym przed sezonem palnął tuż po przyjściu do klubu, że chciałby z QPR wygrać mistrzostwo Anglii. Może się okazać, że Brazylijczyk już za rok w tym samym czasie będzie grał w Championship. Powoli, jednak widać poprawę w grze QPR. Redknapp twierdzi, że wystarczy jedno zwycięstwo i dalej już jakoś pójdzie. Uważa też, że skład który otrzymał w spadku po poprzednim trenerze nie jest na tyle dobry, jednak mimo to nie będzie potrzebował wzmocnień w zimowej sesji transferowej. Póki co ci piłkarze prezentują tragiczny poziom, a największą wadą jest kompletny brak zgrania i zrozumienia. Jednak w tym aspekcie także widać pewne zmiany, potrzebne jednak są punkty a czasu dużo nie ma. Ponadto w drużynie brakuje snajperów, niby są znane nazwiska, ale przy kontuzji Bobbiego Zamory nie ma kto strzelać bramek. W meczu z Wigan strzelił Djibril Cisse, lecz był to dopiero jego drugi gol. Najskuteczniejszy wcześniej wymieniony Zamora ma 3 gole, jednak od 8 kolejek już nie gra. To tylko pokazuje jak duży problem mają zawodnicy ze stwarzaniem i kończeniem sytuacji, a to jest przecież pierwszy krok do zwycięstw.

To wszystko pokazuje jak barwną postacią jest Harry Redknapp. Tak na prawdę dla dziennikarzy nie liczy się to czy QPR utrzyma się w lidze czy nie. Istotne jest to, że po krótkiej przerwie do Premier League wrócił Harry Redkanpp, który jest jedną z niewielu osób, która może Rangersów wyciągnąć z samego dna tabeli. I mimo tego, że w Queens Parku świąt nie będzie to dla działaczy i samych piłkarzy ważne jest tylko to, by klub utrzymać w lidze. Co w tej chwili wydaje się niemożliwe.

czwartek, 6 grudnia 2012

Zemsta Fergusona czy dominacja Manciniego? Jakie będą 147 derby Manchesteru?

Mecz o panowanie w mieście, być może i w całej Anglii. To nie będzie tylko walka o zwykle 3 punkty ale pierwszy poważny mecz który zdecyduje o mistrzostwie Anglii. Gdyby w zeszłym sezonie MU ugrało chociaż 1 punkt w meczu z lokalnym rywalem zdobyliby mistrzostwo. A tak? Najbardziej bolesna porażka Sir Alexa na początku maja stała się faktem. Ferguson walki z lokalnym rywalem łatwo nie odpuści, a dobrze wiemy, że nic nie smakuje tak słodko jak zemsta.
Już dawno te mecze tak nie elektryzowały piłkarskiego świata jak teraz. Wyśmiewane przez kibiców United City w zeszłym sezonie odbiło sobie lata szyderstw z nawiązka. Najpierw gracze z Etihad Stadium zdemolowali na wyjeździe 6-1 lokalnego rywala potem wygrali skromnie u siebie, a na samym końcu cieszyli się z mistrzostwa Anglii. W obecnym sezonie mimo, że oba zespoły nie prezentują niczego specjalnego znajdują się na szczycie tabeli Premier League, do tego mając sporą przewagę nad resztą stawki.

Można zadać sobie pytanie: skoro jest tak dobrze dlaczego jest tak źle? Zacznę od Manczesteru City i ich obecnych poczynań. City przez całą jesień samo naraziło siebie na śmieszność w Europie, odpadając z Ligi Mistrzów będąc jednocześnie najgorszym angielskim mistrzem w historii Champions League. Co gorsza na transfery za panowania Manciniego klub wydał 340mln euro w 3 lata i nawet to nie pomogło w wygraniu chociaż jednego meczu w tych prestiżowych rozgrywkach. Mancini coraz bardziej się błąkał i gubił w swoich wypowiedziach, pod koniec mówiąc o tym, że każda z 3 grających z MC drużyn w grupie może wygrać Ligę Mistrzów. Pozycja Włocha w klubie nie jest najsilniejsza a porażka w derbach może jeszcze bardziej ją osłabić. Dla MC do wygrania pozostała liga i jeżeli Mancini nie zakończy na pierwszym miejscu powoli będzie mógł z Manczesteru się pakować. Póki co City są na drugim miejscu 3 punkty za lokalnym rywalem. Ponadto jeszcze nie przegrali w 15 kolejkach. Mimo to do zachwytów nad grą City brakuje bardzo dużo. Oglądanie ich gry wyraźnie męczy, stwarzają mało sytuacji, a zwycięstwa odnoszą głownie dzięki indywidualnym umiejętnościom bardzo drogich graczy. Ogromnym zmartwieniem dla Włocha musi być forma moim zdaniem najważniejszego ogniwa w poprzednim sezonie, czyli Yaya Toure. Iworyjczyk wyraźnie zawodzi, nie jest tą osobą, która poprowadziła City do mistrzostwa, jednak to można powiedzieć o prawie całym City. Zdecydowanie zgubili gdzieś swój styl, jednak teraz jest idealny moment do odbudowania się, szczególnie, że lokalni rywale również nie prezentują się najlepiej.
Przechodząc do United trzeba powiedzieć, że mimo prowadzenia w lidze nie prezentują klasy mistrzowskiej i każda drużyna może spokojnie liczyć na zwycięstwo z nimi, a przy najmniej na strzelenie gola. Tak tragiczni w defensywie czerwone diabły nie było już dawno. 21 straconych goli, jest to 8 najgorszy wynik obecnie w lidze. Co gorsza tak na prawdę o żadnej formacji i żadnym zawodniku (z wyjątkiem RvP i Chicharito), że prezentuje obecnie formę godną pochwał. Drużyna nie ma pierwszego bramkarza, przez co obronie może brakować pewności. Jest to trochę głupie wytłumaczenie, jednak jakaś przyczyna musi być tylu straconych bramek.
Największą bolączką pozostaje środek pola szczególnie gdy brakuje Kagawy. Brakuje prawdziwego wirtuoza godnego gry w klubie z Old Trafford. Scholes najlepsze lata ma za sobą, a Carrick, Cleverley i Anderson to typowi średniacy, którym na 2 dobre mecze przytrafią się 3 słabe. Szczególnie, że wymienieni zawodnicy to raczej gracze odpowiedzialni za odbiór piłki, a nie jej rozegranie. Skrzydłowi, którzy od kilku lat byli największą obok Rooneya dumą w tym sezonie są pod formą. Valencia, Nani, Young spisują się średnio i to na pewno martwi Fergusona. Ponadto mimo aż 12 wygranych United zbyt wiele z tych meczów wygrał albo na farcie, albo przez błędy sędziego. Zdarzają im się również zbyt długie przestoje w meczu, przykładem tego może być pierwsza połowa z QPR. To nie może przytrafić się drużynie z Old Trafford w tak ważnym meczu, gdyż może to ich kosztować cenne punkty. Na ich pocieszenie pozostaje, że różnica między oboma Manchesterami zmalała i nie będzie takiej przepaści jak w zeszłym sezonie. Jest to przyczyna tego, że City znacznie obniżyło loty i do United przeniósł się Robin van Persi. Oba zespoły przed derbami solidarnie przegrały w lidze mistrzów po 1:0. City z Borussią Dortmund, a United z Cluj. To raczej nie będzie miało wpływu na niedzielni mecz.

Ostatnie mecze za ery Manciniego prezentują się następująco:

17.04.2010 Manchester City 0 - 1 Manchester United
10.11.2010 Manchester City 0 - 0 Manchester United
12.02.2011 Manchester United 2 - 1 Manchester City
23.10.2011 Manchester United 1 - 6 Manchester City
28.04.2012 Manchester City 1 - 0 Manchester United


Statystyki poprzednich meczy rozłożyły się po równo. A jakie będą 147 derby Manchesteru w lidze? Moim zdanie będzie to spotkanie podobne do poprzedniego meczu, chociaż chciałbym się mylić. Obie drużyny nie specjalnie są w wysokiej formie, ponadto obaj trenerzy zdają sobie z wagi spotkania. Przez to żadna ekipa nie będzie chciała zaryzykować. Faworytem jednak pozostaje City ze względu na fakt, iż gra u siebie a tam są niepokonani od niemal 2 lat. Marzeniem byłyby takie derby jakie obejrzeliśmy w 2009 roku na Old Trafford zakończone wynikiem 4-3. I obyśmy takie dostali, bo to spotkanie w dużym stopniu zadecyduje o mistrzostwie Anglii.

środa, 5 grudnia 2012

Dokąd zmierza West Bromwich Albion?

Dziwny jest ten sezon Premier League. Drużyny, które nigdy specjalnie nie zagrażały możnym klubom obecnie robią co chcą i wygrywają nawet z największymi potęgami. Porównując nawet naszą ekstraklasę do ligi angielskiej można zauważyć, że w obu przypadkach tabela jest bardzo mocno spłaszczona i nie do końca wiadomo kto na którym miejscu skończy. To jest, fajne i mimo, że dwie najlepsze ekipy dosyć mocno odskoczyły to cieszy fakt, że o czwarte miejsce powalczy kilka drużyn, a wśród nich może znaleźć się West Bromwich Albion.  

Drużyna z regionu “West Midlands”, gdzie nawiększym miastem jest Birmingham często była określana przez ekspertów “ekipą za słaba na Premier League, a za mocną na Championship”. Dryfowała między tymi dwoma ligami i specjalnie nie mogła się ustatkować w tej lepszej. Zdarzały się lata gdzie tuż po awansie West Brom z najwyższą klasą rozgrywkową musiał się już żegnać. Te czasy przynajmniej na chwilę poszły w zapomnienie bo popularni “The Baggies” grają z najlepszymi drużynami z Anglii już trzeci sezon, a co najważniejsze z roku na rok notują progres. Jednak mało kto mógłby się spodziewać, że ta drużyna zanotuje taki postęp i po 15 kolejkach będzie na 5 miejscu z takim samym dorobkiem punktowym co Chelsea i Tottenham, a wyżej niż np. Arsenal.

Ten tekst pisze może troszeczkę w złym momencie, tuż po 2 porażkach West Bromu, jednak to było wkalkulowane i wiadomym było, że drużyna złapie zadyszkę. Tym bardziej, że nastąpiło to po 4 zwycięstwach z rzędu w tym z Chelsea. Ponadto przegranej ze Stoke na własnym stadionie można się było spodziewać gdyż West Brom w 4 ostatnich meczach u siebie z tą drużyną nie dość, że nie potrafił wygrać to nawet nie strzelił bramki. Abstrahując od tego meczu ważne jest to, że “The Hountorns” stało się prawdziwą twierdzą dla przyjezdnych. WBA w tej chwili licząc tylko mecze rozegrane na własnym stadionie zajmuje 2 miejsce w całej lidze. Ta statystyka zdecydowanie uległa poprawie, bo w zeszłym sezonie wyglądało to marnie (16 miejsce pod koniec rozgrywek). Na wyjazdach bilans też wygląda przyzwoicie, bo “The Baggies” są na 8 pozycji.

Ciężko realnie patrząc na skład West Bromu myśleć by ta drużyna powalczyła o miejsce promujące grę w lidze mistrzów, aczkolwiek już pozycje 5-8 wydają się bardzo realne. To i tak byłby sukces ponad stan, a Steva Clarka obecnego trener można by było nazwać cudotwórcą. Sami piłkarze póki co nie wybiegają tak daleko w przyszłość i stąpają twardo po ziemi. Gareth McAuley, obrońca West Bromu tonuje lekko nastroje w tych słowach:

-”We want to keep pushing on and this is a wake-up call that we can't just turn up and roll teams over. Our first priority is to get to 40 points and then after that we will see what we can do.”

Najważniejsze jest utrzymanie jednak trochę śmiesznie to wygląda gdy obok ciebie znajduje się np. Chelsea. Przyszłość piszę się w jasnych barwach, wszystko wskazuje na to, że w klubie znajdą się pieniądze na transfery jak wynika ze słów trenera:

"If the chairman, Dan and I decide we need to strengthen the squad, then we can do that. Is there money there? Yes I think there is."

Ponadto jeden z ważniejszych piłkarzy West Bromu Romelu Lukaku deklaruje chęć pozostania do końca sezonu, a i sam Rafa Benitez nie do końca chce powrotu Belga do Chelsea, co potwierdza tymi słowami:  

"We know Romelu has been doing very well for West Brom. But it’s maybe best for him to stay there where he is playing games for now, as it will be better for his future development."

Dzięki temu najskuteczniejszy zawodnik “The Baggies” będzie mógł dalej się rozwijać. Decyzja Beniteza może o tyle dziwić, że Torres znowu przestał strzelać, a Lukaku mógłby stanowić alternatywę dla Hiszpana. Jednak dzięki temu skorzysta West Brom i Belg może pomóc w walce o coś co nawet w najśmielszych snach nie śniło się kibicom i działaczom. Mały klub odwiecznie walczący o utrzymanie może zagrać w europejskich pucharach.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

"Zamach" na Wengera

Najgorsza pozycja po 15 kolejkach za czasów Wengera, brak stylu, wyników, piłkarzy gotowych poświęcić się dla Arsenalu. Tak w skrócie wygląda rzeczywistość w klubie z Emirates po porażce ze Swansea. Nieśmiało zaczynają przebijać się głosy o potrzebie zmiany na stanowisku trenera. Jednak czy to Wenger jest w tym momencie głównym winowajcą obecnej sytuacji?

Arsenal w dzisiejszych dniach nie zalicza się do futbolowej czołówki. Najlepsi piłkarze nie zabijają się o to, by grać w tym londyńskim klubie. Do ekipy z Emirates trafiają zawodnicy ponad przeciętni, ale też nie wybitni. Nie tylko ze względu na politykę finansową klubu, ale i możliwość zdobycia trofeów, czego póki co Arsenal nie zapewni. Jeżeli jakiś piłkarz dojdzie do poziomu światowego klub z Londynu robi się dla niego mały. Zawodnik tam się po prostu dusi. Wie, że nie jest w stanie wraz z Kanonierami zdobywać trofeów, ale każdego dnia jest mamiony obietnicami Wengera, że jutro będzie lepiej. O ile te obietnice kilka lat temu mogły mieć przełożenie tak teraz jest to pojęcia bardzo abstrakcyjne. Arsenal zdobywa mistrzostwo Anglii? Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? W takiej sytuacji zawodnik zaczyna się powoli rozglądać za nowym klubem w którym albo może lepiej zarobić, albo zdobyć trofea, a najlepiej połączyć jedno z drugim. Z czasem zaczyna również dostrzegać to, że jego boss żyje w odosobnionym, wyidealizowanym świecie. Taka sytuacja przytrafiła się kolejno Adebayorowi, Kolo Toure, Clichiemu, Fabregasowi, Nasriemu, Songowi a co najgorsze van Persiemu. Większość z nich osiągnęła swój cel, czyli i zarobiła i sięgnęła po puchary. Jednak żaden z nich (może z wyjątkiem van Persiego) nie miał takie pozycji i takiego statusu jak w swoim byłym klubie. Zazwyczaj w przypadku większości jest to równia pochyła w dół. Zmierzam do tego, że Wenger z obecną polityką finansową i realiach panujących na rynku transferowym nie jest w stanie zbudować zespołu mogącego realnie powalczyć o mistrzostwo. Co z tego, że przyszedł Cazorla, jak odszedł van Persi. Komu on ma dogrywać, jak nie ma egzekutora. Holender został zastąpiony średnim Giroud. Wenger zamienił nowiutkie Porsche na pięcioletniego Opla. Wychodzi na to, że mimo iż sprzedano tylko jednego znaczącego zawodnika a kupiono trzech to i tak Wenger wyszedł stratny. Arsenal po prostu NIE MA PRAWA zdobyć mistrzostwa. Celem powinno być czwarte miejsce co i tak może przerosnąć Arsene'a i spółkę. Jednak póki co Arsenal jest dziesiąty...

Sir Alex Ferguson wychodzi z założenia, że przed sezonem należy wzmocnić drużynę 2-3 klasowymi zawodnikami. Wszystko musi być w ruchu. Zastrzega też, że z klubu kluczowi zawodnicy nie mogą odejść. W ten sposób wzmaga rywalizacje i sprawia, że drużyna ciągle się rozwija. Zmierzam do tego, że w Arsenalu tego nie ma. Nie da się zbudować solidnej drużyny myślącej o mistrzostwie, gdy najważniejsi zawodnicy co roku wzmacniają okolicznych rywali. Kanonierzy stali się poligonem doświadczalnym dla obu klubów z Manczesteru, Chelsea czy Barcelony. Tutaj problem polega na tym, że Wenger nie ma jak przekonać zawodników, by zostali i to nie do końca jest jego wina.
Wenger teraz zbiera owoce takiej a nie innej polityki transferowej. Porażka ze Swansea mimo, że tylko 2:0 od razu stała się najwyższą klęską na własnym boisku w obecnym sezonie. Wenger widzi, że sytuacja jest zła. Gra drużynie się nie układa, szczególnie w meczach u siebie. Kanonierzy licząc tylko mecze na własnym stadionie zajmowaliby 12 miejsce. Lepiej Arsenal radzi sobie na wyjazdach gdzie zajmowałby miejsce 5, paradoksalnie zdobywając mniej punktów niż u siebie.  Emirates nie jest twierdzą nie do zdobycia, i która drużyna by nie przyjechała może liczyć na zwycięstwo.
Skąd się bierze taka sytuacja? Sam Wenger tłumaczy to w ten sposób, że drużynie brakuje pewności siebie. Tłumaczenie typowe dla Francuza, czyli całkowicie wymijające i nie przedstawiające diagnozy. Mówi też o koncentracji przed kolejnym meczem, puste frazesy,nic specjalnego.

Kolejną bolączką Wengera (jednak nie jestem przekonany czy ją dostrzega) jest to, że jego drużyna nie ma stylu. Kiedyś Arsenal charakteryzował się wymiennością podań, długim posiadaniem piłki, sporą liczbą sytuacji. Teraz na Kanonierów momentami ciężko się patrzy. Nie trzeba daleko szukać, trzy ostatnie mecze tylko to potwierdzają. Drużyna strzela mało bramek, stwarza równie mało sytuacji. Jeżeli Swansea przyjeżdża na Emirates nie może być tak, że ekipa z Walii oddaje więcej strzałów na bramkę niż gospodarze. Za brak stylu całkowicie odpowiada Wenger i mimo 15 kolejek nie wiem jaki ma pomysł na tę drużynę. Bo czy grają ze słabeuszem czy potentatem i tak starają się przede wszystkim zabezpieczyć tyły całkowicie zapominając o ataku. Wenger pokłada ogromną nadzieję na Santim Cazorli jednak sam meczu nie wygra. Trener wciąż wraca do meczu z Tottenhamem przywołując go jako popisowy występ jego zawodników. Ocena tych zawodów nie może być do końca obiektywna, gdyż Arsenal grał w przewadze. Wcześniej bezradnie się bronił. Jednak jeżeli Kanonierzy grając tak jak z Kogutami nawet by przegrywali nikt nie miałby do nich pretensji o styl, czy grę. Na tym polega największy problem Wengera, że ciężko znaleźć gdzieś nadzieję na lepsze jutro bo póki co nie widać zawodnika który mógłby Arsenal zbawić.

Wracając do początkowego stwierdzenia o głosach szepczących o zmianie trenera chyba nie ma na co liczyć. Wenger rozwiewa wszelkie wątpliwości mówiąc o swojej przyszłości w ten sposób:

"If you ask me always about my future, I can only give you one answer; I always respected my contracts, and that is it. I feel I have to focus on the job to see how we can sort our problems out.”
 

Kontrakt Francuz ma podpisany do roku 2014. Opcje są trzy:
1.Arsenal znajduje nowego trenera.
2.Arsenal pod wodzą Wengera zaczyna liczyć się w walce o mistrzostwo
3.Pozostaje po staremu, czyli mydlenie oczu przez Francuza, bez konkretnych wyników
Wydaje mi się, że do końca 2013 Wenger powinien na stanowisku zostać, jednak jeśli niewiele się zmieni a Arsenal zaliczy kolejny rok bez trofeum, czy znaczącej poprawy sytuacji to może pora na zmianę największego trenera Kanonierów?

niedziela, 2 grudnia 2012

Dlaczego Guardiola nie powinien być trenerem Chelsea?

"Benitez u're getting sacked in the morning" tymi słowami kibice na Upton Park pożegnali Rafe Beniteza po blamażu Chelsea z West Hamem. Tymczasowy trener Chelsea jest znienawidzony i pozostawiony sam sobie jak nigdy wcześniej. W tej chwili jest obiektem kpin i żartów. Drużyna nie wygrywa, nie strzela bramek, a całą odpowiedzialność za wyniki zgarnia trener, który wszedł na zbyt głęboką wodę i powoli brakuje mu powietrza.

Każdy trener pracujący dla Romana Abramowicza nie zna dnia ani godziny. Benitez pewnie zdaje sobie sprawę, że stąpa po bardzo cienkiej linie i jeżeli nie zacznie wygrywać rosyjski miliarder po prostu go bez ogródek wyrzuci. Gdyby nie klubowe mistrzostwa świata uważam, że mogłoby to już nastąpić w przyszłym tygodniu jednak wydaje mi się, że przed tym dwumeczem Abramowicz nie będzie chciał niczego zmieniać. Zakładam że po tym turnieju okres ochronny dla Beniteza się skończy i jeżeli nie zacznie seryjnie wygrywać to do końca sezonu nie dotrwa.  Ponadto Benitez jako trener tymczasowy powinien zdawać sobie sprawę z tego, że dopóki Guardiola nie ma ochoty na powrót do trenerki może egzystować na swoim stanowisku jeszcze przez chwilę. Kiedy Pep zmieni zdanie to bez względu na wyniki, które póki co są tragiczne Rafa zrobi miejsce swojemu rodakowi. 
Niepodważalnym faktem jest to, że Pep w Barcelonie osiągnął bardzo wiele. Decydując się na pracę w Chelsea może osiągnąć jeszcze więcej, jednak może też stracić drugie tyle. Barcelona jako Klub jest wyjątkowy. Piłkarze całkowicie podporządkowywują się swojemu zawodowi. Dzięki temu Guardioli było o wiele łatwiej przewodzić drużynie. Hiszpan znany jest z tego, że ma problem z trudnymi charakterami, często brakuje mu charyzmy, a przez Ibrahimowicia został nazwany po prostu tchórzem. Zamiata problemy pod dywan licząc, że rozwiążą się same. W moim odczuciu osoba o takim portrecie i cechach po prostu nie pasowałaby do angielskiego piekiełka z rozwydrzonymi gwiazdami, różnorakimi skandalami i nieustanną krytyką. Tym bardziej złym wyborem byłaby Chelsea, w której nie jeden trener połamał już sobie nogi. Ciężko mogłoby być porozumieć się z najstarszymi piłkarzami, którzy wciąż mają wiele do powiedzenia. Z drugiej jednak strony Guardiola jest odwiecznym marzeniem szalonego Romka. Dzięki temu miałby przynajmniej początkowo taryfę ulgową i zaufanie ze strony miliardera. Tego zdecydowanie brakowało Roberto di Mateo, bo śmiem twierdzić, że gdyby Pep był na miejscu Włocha to by został na stanowisku. Także były trener Barcelony musi zadać sobie pytanie: Po co mi to? Jest to zasadnicze pytanie, którego nie zadał sobie Rafa Benitez i teraz zbiera tego konsekwencje.