sobota, 16 marca 2013

Święty spokój "Świętych"

Nie mogę się nadziwić tym jak nisko jest Southampton, bo z taką grą spokojnie powinni być w środku ligowej stawki. Po raz kolejny zaprezentowali się bardzo dobrze i w końcu, po raz pierwszy od początku lutego udało im się wygrać. Zgarnęli absolutnie kluczowe trzy punkty z Liverpoolem, które pozwolą im spokojnie myśleć o przyszłości w Premier League.

Obie drużyny rozpoczęły spotkanie w systemie 4-2-3-1. W jedenastce „Świętych” nie było wielkich niespodzianek, na skrzydłach grali Rodriguez i Lallana, z podwieszonym Ramirezem za Lambertem. Na ławce ponownie usiadł Puncheon. W Liverpoolu jedynym zaskoczeniem było wystawienie od pierwszej minuty Allena, który zastąpił Lucasa. Skrtel na środku obrony zastąpił Carraghera.
Strefy w których poruszali się zawodnicy obu drużyn (uśrednione), Southampton grało zdecydowanie wyżej, starali się szybko odebrać piłkę Liverpoolowi już na ich połowie
W sobotnie popołudnie widzieliśmy takie Southampton jakie kibice na St Mary’s chcą oglądać. Od początku spotkania gospodarze „siedli” na Liverpool. Postawili swoje zasieki wysoko i starali się przebywać głównie na połowie gości. Do 25 minuty „Święci” oddali 8 strzałów, przy zerowym dorobku „the Reds”, którzy w tym okresie nie potrafili wyjść z własnej połowy. Grali nie w swoim stylu, głównie stosowali długie podania, które nie przynosiły żadnego skutku. Gol w 6 minucie Schneiderlina na 1-0 na pewno miał też wpływ na taką a nie inną postawę Liverpoolu. Dostali bardzo szybko obuchem po głowie i gdy jeszcze do końca się nie podnieśli to zaraz oberwali drugi raz, tym razem od Lamberta. Do tego ten gol na 2-0 był bardzo deprymujący. Rzut wolny, rykoszet i bezradny Brad Jones musiał po raz drugi wyciągać piłkę z siatki. Nadzieję na dobry wynik dla Liverpoolu przedłużył Coutinho, który w ostatniej akcji pierwszej połowy pokonał Boruca, który był bez szans przy tym strzale.

Jednym z decydujących czynników na taką a nie inną postawę gości była ich słaba gra w środku pola. Jak już pisałem od początku grał Allen, ale jak się okazało była to błędna decyzja Rodgersa. Nie wystawia się na tak trudne starcie zawodnika, który nie do końca wyleczył się z kontuzji. Walijczyk przegrywał większość starć z genialnie usposobionym Schneiderlinem i przyzwoicie grającym Corkiem. Po przerwie Alenna zastąpił Lucas i wyglądało to trochę lepiej. Liverpool poprawił statystykę posiadania piłki i był o wiele dokładniejszy przy podaniach. Do 30 minuty tylko 58% podań trafiało do celu, potem już było lepiej, skończyli z 74% skutecznością podań. Ich gra wyglądała wprawdzie lepiej niż w pierwszej części, ale też „Święci” pozwalali na więcej. Sami się cofnęli i starali się grać z kontry, a to im wychodziło dobrze. Ostatecznie bramkę na 3-1 strzelił Rodriguez i rozwiał jakiekolwiek nadzieje Liverpoolu na korzystny wynik, chociaż obiektywnie patrząc to nawet na punkt goście nie zasłużyli.
Ilość wszystkich strzałów obu drużyn, to tylko pokazuje jak piłkarze Southampton byli nieskuteczni i dominowali nad Liverpoolem
Co do Artura Boruca to jego występ należy zaliczyć na plus. Przy straconej bramce bez szans, wybronił jedną setkę Coutinho i kilka groźnych strzałów Liverpoolu. Wszystko wskazuje na to, że nasza reprezentacja ma już numer 1 na mecz z Ukrainą w postaci golkipera „Świętych”. Szczęsny tym, że siedzi na ławce Arsenalu sam wyklucza się z walki.

Southampton z taką grą nie ma prawa się nie utrzymać, mają całkiem dobrą drużynę z co najmniej dwoma ponadprzeciętnymi jednostkami. Dla Liverpoolu ten mecz jest do zapomnienia, ale jak pisałem tydzień temu na pierwszą czwórkę dla tej drużyny jest już za późno. Głównym celem powinno być wyprzedzenie w tabeli Evertonu.


PS. Nie wierzę, by QPR po porażce z Aston Villą w absolutnie kluczowym spotkaniu było w stanie się utrzymać. Znamienne jest to, że „the Villans” bez pieniędzy prawdopodobnie spuszczą do Championship bogaczy z QPR. Ostatnim argumentem dla Redknappa pozostaje wiara we frazę: „nie takie rzeczy się w Premier League działy”. Marna nadzieja, ale nie wszystko jeszcze stracone. Tutaj przykład Wigan z zeszłego roku (21 punktów na 27 możliwych w ostatnich 9 meczach).

24 March 2012: Liverpool 1 Wigan 2
31 March 2012: Wigan 2 Stoke 0
7 April 2012: Chelsea 2 Wigan 1
11 April 2012: Wigan 1 Man Utd 0
16 April 2012: Arsenal 1 Wigan 2
21 April 2012: Fulham 2 Wigan 1
28 April 2012: Wigan 4 Newcastle 0
7 May 2012: Blackburn 0 Wigan 1
13 May 2012: Wigan 3 Wolves 2

21 Mar 2012
P
Pt
GD

Final table
P
Pt
GD
15
Aston Villa
28
33
-4

15
Wigan
38
43
-20
16
Blackburn
29
28
-18

16
Aston Villa
38
38
-16
17
QPR
29
25
-18

17
QPR
38
37
-23
18
Bolton
28
23
-26

18
Bolton
38
36
-31
19
Wigan
29
22
-29

19
Blackburn
38
31
-30
20
Wolves
29
22
-33

20
Wolves
38
25
-42
PS 2. Niespotykana rzecz, 3 byłych bramkarzy Legii dzisiaj wystąpiło w Premier League: wspomniany Boruc (1 wpuszczony gol), Mucha (Everton, czyste konto + genialna postawa z Manchesterem City) i Łukasz Fabiański (czyste konto ze Swansea). Krzysztof Dowhań, trener bramkarzy ekipy z Warszawy może być dumny z takiej frekwencji swoich byłych podopiecznych.
PS 3. Manchester United będzie mistrzem Anglii. Po zwycięstwie 1-0 nad Reading i takim oto golu Rooneya United mają już 15 punktów przewagi nad drugim City.
PS 4. Gola kolejki już mamy:



1 komentarz:

  1. bramką Rooneya nie ma się co ekscytować, bo tam był rykoszet. Mecz przeraźliwie nudny. Nie zmienia to jednak faktu, że zwycięski i wierzyć się nie chce, że Czerwone Diabły roztrwonią taką przewagę.

    OdpowiedzUsuń