Powoli w Liverpoolu krystalizuje się skład, który na
papierze wygląda całkiem pokaźnie. Rodgers początkowo chciał oprzeć grę na Joe
Allenie, którego ściągnął za sumę 15 mln funtów ze Swansea. Patrząc na sprawę
obiektywnie to można powiedzieć, że Irlandczyk z północy sporo przepłacił.
Allen nijak nie przypomina piłkarza, którym był w poprzednim klubie. Wtedy
nazywany był (oczywiście na wyrost) walijskim Xavim, jednak stylem gry przypominał
właśnie niskiego Hiszpana. Największym mankamentem Allena jest to, że większość
podań kieruje do tyłu, spowalnia grę i nie kreuje sytuacji partnerom. Wygląda
jakby często brakowało mu odwagi do śmielszych zagrań. Dlatego Rodgers w
ostatnich meczach stawiał na sprawdzony tandem Lucas – Gerrard. Wydaje się to
mieć więcej sensu, bo Brazylijczyk skupia się głównie na destrukcji, a Anglik
może zapomnieć się z przodu, oczywiście z umiarem. Gerrard na początku kariery
Rodgersa na Anfield wyglądał jakby to był jego początek końca z Liverpoolem. Grał
słabo, zaliczał mnóstwo strat i brakowało go zarówno w ofensywie jak i
defensywie. Teraz jednak przeżywa kolejny renesans swojej formy, bo póki co
Anglik gra jak za swoich najlepszych lat.
Najważniejszym ogniwem w całej układance Rodgersa jest bez
wątpienia Luis Suarez. Drugiego takiego zawodnika Liverpool za tą cenę nie
znajdzie, po za tym żaden piłkarz z najwyższej półki nie wybierze klubu z
Anfield. Urugwajczyk jest osobą przez którą Rodgers na realizacje swojego
projektu ma mniej czasu. Zakładając, że jeszcze po tym sezonie jakoś uda się
przekonać Suareza do pozostania na Anfield (a fakt, że Liverpoolu zabraknie w
lidze mistrzów nie ułatwia sprawy) o tyle w następnym sezonie jeżeli Liverpool
będzie dalej jechał nadal na obietnicach to Urugwajczyk spakuje walizki i
wybierze klub, który stworzy mu możliwość walki o najwyższe cele. Nie wyobrażam
sobie póki co Liverpoolu bez Suareza, który stanowi jakieś 40% potencjału całej
drużyny. Urugwajczyk zarzeka w wywiadach z miejscowymi dziennikarzami, że
nigdzie się nie wybiera, że jest mu dobrze w Liverpoolu, tyle, że raczej mówi
to co druga strona chce usłyszeć. Coś jak wywiady dziennikarzy z Polski z zagranicznymi
osobami na temat polskich piłkarzy. Zawsze mówią to co kibic chce usłyszeć.
Suarez nie mógłby powiedzieć, że chce odejść mając przed sobą dalszą grę na
Anfield, jednak z każdym dniem klub będzie się robił dla niego coraz mniejszy i
jeżeli Liverpool za rok nie włączy się do walki o mistrzostwo, czy co najmniej
ligę mistrzów to Rodgers będzie musiał radzić sobie bez Luisa. Jednak patrząc
na ścisk jaki panuje w czubie tabeli ciężko sobie wyobrazić, która z wielkich
marek nie będzie grała wśród europejskiej elity. Realnie patrząc za rok będzie
sześć drużyn które zagrają o ligę mistrzów i trzy, może cztery o mistrzostwo. To
jednak jest optymistyczna wersja dla Liverpoolu.
Ważnym zadaniem, które stoi przed Brendanem Rodgersem jest odnalezienie
optymalnej jedenastki, która mogłaby powalczyć z najlepszymi. Kilka meczów w tym
sezonie pokazało, że Liverpool jest w stanie grać jak równy z równym, czy z
Manchesterami, czy Chelsea, jednak traci głównie punkty przez mentalność.
Klasowa drużyna zawsze znajdzie sposób na zwycięstwo nawet w najtrudniejszych
okolicznościach, natomiast przeciętna zawsze wynajdzie jakieś usprawiedliwienie
na swoją porażkę. A nie ma się co oszukiwać, że LFC jest klasową ekipą, bo taką
nie jest. Nie da się tego zmienić z dnia na dzień. Tak czy siak należałoby się
pozbyć z podstawowego składu przede wszystkim Downinga, którego dobre mecze od
przyjścia na Anfield można policzyć na placach jednej ręki, a mimo to wciąż
dostaje szansę. Na ławce są młodzi perspektywiczni gracze głodni sukcesu z
dużymi umiejętnościami, którzy mogliby rywalizować o podstawowy skład - Sterling,
Borini, Suso, Coutinho. Co pokazuje tylko jakie możliwości drzemią w tym
klubie, jeżeli ten potencjał Rodgers będzie potrafił wykorzystać. Na ławce jest
jeszcze kilku młodych chłopaków, jednak obdarzonych mniejszymi umiejętnościami,
ale świadczy to o tym, że LFC chce stawiać na młodzież. Należy też robić to mądrze,
z umiarem, tak by nie przesadzić. Rodgers nie jest managerem na chwile, a na
lata i właśnie na młodzieży chce oprzeć grę, bo nawet jak ci nie wypalą dla Liverpoolu,
to zawsze można ich opchnąć innym drużynom.Kapitalnym wzmocnieniem jest Sturridge, który już wniósł sporo do nowej drużyny. Stylem gry może troszkę nie pasuje do myśli trenera z Anfield, ale dzięki temu zyska tylko Liverpool. Sturridge lekko podrasuje drużynę dodając trochę polotu, a przede wszystkim pomoże Suarezowi w zdobywaniu bramek. Rodgersowi zdarzają się pomyłki
transferowe takie jak np. Assaidi, a z jego nazwiskiem kojarzy mi się tylko jedno
pytanie: kto to jest? Patrząc na konkurencję na skrzydłach jaka teraz ma
miejsce ciężko wierzyć, by Marokańczyk jeszcze odpalił, szczególnie, że nie dostał prawdziwej szansy. W tej chwili można powiedzieć, że były to zmarnowane pieniądze.
Odbiegając od tematu Rodgersa, to zadziwiające jest to, że
Liverpool tak naprawdę nigdy nie wypadł z finansowej elity. W poprzednim
sezonie przychody klubu z Anfield były nadspodziewanie wysokie, bo wynosiły aż 233 mln funtów co udało im się
osiągnąć bez gry w Champions League. To dało im 9 miejsce w Europie, a 5 w Anglii.
To pokazuje, że wciąż w Anglii jest zapotrzebowanie na silny Liverpool ze
względu na tradycje, historię której nikt im nie odbierze. Jednak na samej
tradycji i historii nie da się zbudować obecnie sukcesu. Dzięki Rodgersowi i jego filozofii ponownie na
Anfield może zagościć radość , a do klubowej gabloty wpaść jakieś trofeum.
Tyle, że co roku ma być dobrze, a co roku jest tak samo… I tak od 1990 roku
kibice „The Reds” czekają na dziewiętnaste
mistrzostwo Anglii, które pozostaje jedynie niespełnionym snem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz