środa, 6 lutego 2013

Vive la revolution!

Każda rewolucja potrzebuje czasu na wprowadzenie swoich postulatów. W tym wypadku czasu jak na piłkarskie warunki jest wyjątkowo dużo. Brendan Rodgers został wybrany na trenera, którego celem jest przywrócenie Liverpoolu do piłkarskiej elity. Klub z Anfield momentami sprawia wrażenie jakby był w stanie walczyć z najlepszymi, jednak za każdym razem czegoś brakuje. Po kilku miesiącach pracy nowego trenera można stwierdzić, że cała gra zaczyna nabierać coraz bardziej wyrazistych kształtów potwierdzając, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a Rodgers to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.
Rodgers miał wielu wrogów na początku swojej kariery na Anfield. Mówiło się, że jest za młody, niedoświadczony, z poważnych klubów prowadził tylko Swansea. To wszystko prawda, jednak póki co Rodgersowi sukcesywnie udaje się odpierać nieprzyjazne argumenty swoją pracą.  Zaszczepił swoim podopiecznym ideę, że najważniejszą sprawą w jego filozofii jest posiadanie piłki, które już wykonywane jest na dobrym poziomie, co ma potwierdzenie w statystykach. Liverpool znajduje się na jej czele z 58 procentami posiadania piłki w każdym meczu. Rodgers powinien skupić się w tym sezonie na detalach, tak aby nie popełnić podstawowych błędów z obecnej kampanii. Największym mankamentem obecnie jest skuteczność. Średnio Liverpool na bramkę rywali oddaje 19 strzałów w każdym meczu, dzięki czemu jest najlepszy pod tym względem w Premier League, jednak nijak to się ma na ilości goli, których ma 44, co wynikiem jest przeciętnym biorąc pod uwagę okoliczności. Te liczby oddają, że Rodgers za wszelką cenę chce wszczepić swoim podopiecznym ofensywne myślenie.

Powoli w Liverpoolu krystalizuje się skład, który na papierze wygląda całkiem pokaźnie. Rodgers początkowo chciał oprzeć grę na Joe Allenie, którego ściągnął za sumę 15 mln funtów ze Swansea. Patrząc na sprawę obiektywnie to można powiedzieć, że Irlandczyk z północy sporo przepłacił. Allen nijak nie przypomina piłkarza, którym był w poprzednim klubie. Wtedy nazywany był (oczywiście na wyrost) walijskim Xavim, jednak stylem gry przypominał właśnie niskiego Hiszpana. Największym mankamentem Allena jest to, że większość podań kieruje do tyłu, spowalnia grę i nie kreuje sytuacji partnerom. Wygląda jakby często brakowało mu odwagi do śmielszych zagrań. Dlatego Rodgers w ostatnich meczach stawiał na sprawdzony tandem Lucas – Gerrard. Wydaje się to mieć więcej sensu, bo Brazylijczyk skupia się głównie na destrukcji, a Anglik może zapomnieć się z przodu, oczywiście z umiarem. Gerrard na początku kariery Rodgersa na Anfield wyglądał jakby to był jego początek końca z Liverpoolem. Grał słabo, zaliczał mnóstwo strat i brakowało go zarówno w ofensywie jak i defensywie. Teraz jednak przeżywa kolejny renesans swojej formy, bo póki co Anglik gra jak za swoich najlepszych lat.
Najważniejszym ogniwem w całej układance Rodgersa jest bez wątpienia Luis Suarez. Drugiego takiego zawodnika Liverpool za tą cenę nie znajdzie, po za tym żaden piłkarz z najwyższej półki nie wybierze klubu z Anfield. Urugwajczyk jest osobą przez którą Rodgers na realizacje swojego projektu ma mniej czasu. Zakładając, że jeszcze po tym sezonie jakoś uda się przekonać Suareza do pozostania na Anfield (a fakt, że Liverpoolu zabraknie w lidze mistrzów nie ułatwia sprawy) o tyle w następnym sezonie jeżeli Liverpool będzie dalej jechał nadal na obietnicach to Urugwajczyk spakuje walizki i wybierze klub, który stworzy mu możliwość walki o najwyższe cele. Nie wyobrażam sobie póki co Liverpoolu bez Suareza, który stanowi jakieś 40% potencjału całej drużyny. Urugwajczyk zarzeka w wywiadach z miejscowymi dziennikarzami, że nigdzie się nie wybiera, że jest mu dobrze w Liverpoolu, tyle, że raczej mówi to co druga strona chce usłyszeć. Coś jak wywiady dziennikarzy z Polski z zagranicznymi osobami na temat polskich piłkarzy. Zawsze mówią to co kibic chce usłyszeć. Suarez nie mógłby powiedzieć, że chce odejść mając przed sobą dalszą grę na Anfield, jednak z każdym dniem klub będzie się robił dla niego coraz mniejszy i jeżeli Liverpool za rok nie włączy się do walki o mistrzostwo, czy co najmniej ligę mistrzów to Rodgers będzie musiał radzić sobie bez Luisa. Jednak patrząc na ścisk jaki panuje w czubie tabeli ciężko sobie wyobrazić, która z wielkich marek nie będzie grała wśród europejskiej elity. Realnie patrząc za rok będzie sześć drużyn które zagrają o ligę mistrzów i trzy, może cztery o mistrzostwo. To jednak jest optymistyczna wersja dla Liverpoolu.
Ważnym zadaniem, które stoi przed Brendanem Rodgersem jest odnalezienie optymalnej jedenastki, która mogłaby powalczyć z najlepszymi. Kilka meczów w tym sezonie pokazało, że Liverpool jest w stanie grać jak równy z równym, czy z Manchesterami, czy Chelsea, jednak traci głównie punkty przez mentalność. Klasowa drużyna zawsze znajdzie sposób na zwycięstwo nawet w najtrudniejszych okolicznościach, natomiast przeciętna zawsze wynajdzie jakieś usprawiedliwienie na swoją porażkę. A nie ma się co oszukiwać, że LFC jest klasową ekipą, bo taką nie jest. Nie da się tego zmienić z dnia na dzień. Tak czy siak należałoby się pozbyć z podstawowego składu przede wszystkim Downinga, którego dobre mecze od przyjścia na Anfield można policzyć na placach jednej ręki, a mimo to wciąż dostaje szansę. Na ławce są młodzi perspektywiczni gracze głodni sukcesu z dużymi umiejętnościami, którzy mogliby rywalizować o podstawowy skład - Sterling, Borini, Suso, Coutinho. Co pokazuje tylko jakie możliwości drzemią w tym klubie, jeżeli ten potencjał Rodgers będzie potrafił wykorzystać. Na ławce jest jeszcze kilku młodych chłopaków, jednak obdarzonych mniejszymi umiejętnościami, ale świadczy to o tym, że LFC chce stawiać na młodzież. Należy też robić to mądrze, z umiarem, tak by nie przesadzić. Rodgers nie jest managerem na chwile, a na lata i właśnie na młodzieży chce oprzeć grę, bo nawet jak ci nie wypalą dla Liverpoolu, to zawsze można ich opchnąć innym drużynom.Kapitalnym wzmocnieniem jest Sturridge, który już wniósł sporo do nowej drużyny. Stylem gry może troszkę nie pasuje do myśli trenera z Anfield, ale dzięki temu zyska tylko Liverpool. Sturridge lekko podrasuje drużynę dodając trochę polotu, a przede wszystkim pomoże Suarezowi w zdobywaniu bramek. Rodgersowi zdarzają się pomyłki transferowe takie jak np. Assaidi, a z jego nazwiskiem kojarzy mi się tylko jedno pytanie: kto to jest? Patrząc na konkurencję na skrzydłach jaka teraz ma miejsce ciężko wierzyć, by Marokańczyk jeszcze odpalił, szczególnie, że nie dostał  prawdziwej szansy. W tej chwili można powiedzieć, że były to zmarnowane pieniądze.

Odbiegając od tematu Rodgersa, to zadziwiające jest to, że Liverpool tak naprawdę nigdy nie wypadł z finansowej elity. W poprzednim sezonie przychody klubu z Anfield były nadspodziewanie wysokie, bo  wynosiły aż 233 mln funtów co udało im się osiągnąć bez gry w Champions League. To dało im 9 miejsce w Europie, a 5 w Anglii. To pokazuje, że wciąż w Anglii jest zapotrzebowanie na silny Liverpool ze względu na tradycje, historię której nikt im nie odbierze. Jednak na samej tradycji i historii nie da się zbudować obecnie sukcesu.  Dzięki Rodgersowi i jego filozofii ponownie na Anfield może zagościć radość , a do klubowej gabloty wpaść jakieś trofeum. Tyle, że co roku ma być dobrze, a co roku jest tak samo… I tak od 1990 roku kibice „The Reds” czekają na  dziewiętnaste mistrzostwo Anglii, które pozostaje jedynie niespełnionym snem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz