piątek, 15 lutego 2013

Rodgers, mamy problem!

Oglądając ostatnie mecze Liverpoolu załamałem się. Nie tyle wynikami, ale postawą poszczególnych zawodników i reakcją trenera na ich grę. Pisałem niedawno, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że w klubie jest coraz lepiej, że potrzeba czasu. Być może, jednak coraz ciężej jest mi w te słowa uwierzyć szczególnie, gdy patrzę na to co się dzieję. Nie zrozumcie mnie źle nie chodzi mi o to, by Liverpool w pierwszym sezonie pracy Rodgersa trafił do ligi mistrzów, tylko o pewne podstawy, które w tym klubie są obowiązkowe.

Frustruje mnie to, że sezon dla Liverpoolu najprawdopodobniej skończy się w lutym, że do klubu trafiają zawodnicy, którzy nie zasługują na to, aby nosić koszulkę Liverpoolu. Denerwuje mnie niezmiernie, że Rodgers na każdej konferencji udaje, że piłkarze zagrali dobrze, że to nie ich wina, że przegrali. W takim razie pytam: a czyja? Wiadomo można przegrać, nie zawsze można wygrywać. Jeżeli widzę zaangażowanie, walkę, charyzmę, chęci. Jeżeli piłkarze zrobili naprawdę wszystko w kierunku zwycięstwa i nawet to nie doprowadziło do upragnionego celu należy się z tym pogodzić. Idealnym przykładem tego zjawiska, które opisuję jest przykład Celticu z meczu z Juventusem. Piłkarze bardzo chcieli, zabrakło umiejętności na ten etap ligi mistrzów. Dali z siebie wszystko (co jakby nie patrzeć powinno być ich obowiązkiem), nie wyszło.

Jak kiedyś powiedział Bill Shankly – legendarny trener Liverpoolu: „piłkarzy, którzy są wysoko opłacani  i nie dają z siebie wszystkiego pozamykałby w więzieniu”. Shankly jeżeli widzi co teraz się dzieje z jego ukochanym klubem przewraca się w grobie. Bo duża grupa piłkarzy Liverpoolu nie zasługuje na noszenie tej koszulki. Nie dają z siebie wszystkiego, nie widać w nich takiego pożądania zwycięstwa bez względu na wszystko.

Po kolei: Joe Allen – jest jednym z piłkarzy, którego obecności nie zauważasz na boisku, jest bezbarwny, spowalnia większość akcji, nie kreuje sytuacji, do tego kosztował masę pieniędzy. Dalej: Borini – przepłacony, niedoświadczony młodzian, który podobnie jak Allen trafił do LFC tylko dlatego, bo kiedyś pracował z Rodgersem. Shelvey – stara się, lecz brakuje mu umiejętności. Coates, Kelly to nieporozumienia. Henderson – brakuje mu błysku, stabilizacji formy, spodziewałem się po nim o wiele więcej. Downing – o nim pisałem ostatnio, jedno z największych nieporozumień transferowych. Assaidi – człowiek duch. 

W ogóle co to za głupia moda się zrobiła, by do klubu ściągać jedynie młodych piłkarzy, którzy nie dość, że są przepłaceni to jeszcze nie wiadomo, czy coś z nich będzie. A Rodgers kupuje tylko takich zawodników. A kasy na transfery było całkiem sporo. I to mnie boli, bo jak to jest, że inne klubu potrafią zakontraktować tanio, doświadczonego, dobrego piłkarza, a Liverpool nie. I nie mówię tu o najbogatszych klubach tylko o średnich takich jak Newcastle, czy Swansea.

Wydaje mi się również, że Rodgers tłumaczy się ze swoich niepowodzeń w dziwny sposób. Mówi o swojej pracy jako „projekcie” a ludzie łykają ten bakcyl, a poprawa jest minimalna. Jak w pierwszej kolejce LFC przegrał 3-0 z WBA, tak po sześciu miesiącach było 2-0. To ma być poprawa? Zgadzam się, że gdyby „The Reds” strzelili gola na początku worek z bramkami, by się otworzył. Jednak tak się nie stało, trzeba było walczyć, a tego zabrakło. Po meczu z Zenitem powiedział, że jego piłkarze zagrali perfekcyjny mecz. Szkoda, że tego nie dostrzegłem. Pod tym względem przypomina Wengera, tylko różni się od niego tym, że jest bardziej wiarygodny. Zawsze ma jakieś wytłumaczenie na niepowodzenia. 

Prawda jest o tyle bolesna, że gdyby nie geniusz Suareza i Gerrarda (do tego dojdzie pewnie za jakiś czas  Sturridge) to LFC błąkałby się w okolicach strefy spadkowej. A kibice jeszcze tych dwóch gości mają czelność krytykować i nie potrafią docenić tego ile oni już klubowi dali.

Jak to ktoś mądrze powiedział, piłkarzom Liverpoolu jest potrzebna wizyta u psychologa. Może to byłoby jakieś rozwiązanie na problemy "The Reds"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz