środa, 12 grudnia 2012

Robin van Persie kradnie derby Manchesteru; kompromitacja Arsenalu

Ekipy z Premier League po kompromitacji w Lidze Mistrzów odpowiedziały w najlepszy możliwy sposób. W ten weekend dostaliśmy kolejkę do tej pory najlepszą, a niektóre spotkanie weszły wręcz na poziom kosmiczny głównie pod względem emocjonalnym.
 
***
Najważniejszym wydarzeniem 16 kolejki były bez wątpienia derby Manchesteru. W tym meczu widzieliśmy wszystko i muszę przyznać, że tak kapitalnego meczu możemy już w tym sezonie nie zobaczyć. Znamienne jest to jak jedna pomyłka sędziowska może wpłynąć na poziom spotkania. Gdyby właśnie nie błąd arbitra, który nie uznał 3 bramki dla MU nie obejrzelibyśmy tak genialnego spotkania. Realnie patrząc tylko na grę - City było lepsze, jednak brakowało skuteczności. Aczkolwiek licząc już tylko na prawidłowo strzelone bramki to United zasłużenie wygrało. Pierwszy raz w tym sezonie obejrzeliśmy zawodników z obu ekip, którzy zagrali na 100%. Owszem zdarzały się błędy, ale nikt nie odpuszczał, żadna piłka nie mogła być oddana bez walki. Jednak kilku zawodników moim zdaniem w tym spotkaniu za bardzo odstawało. Myślę tu przede wszystkim o Nasrim (ten przyczynił się również do utraty decydującego gola) i Balotellim, którzy na tle tak dobrze dysponowanych obu drużyn wypadli beznadziejnie. Szkoda, że Mancini nie postawił od początku na duet Aguero - Tevez, bo w pierwszej połowie przez Supermario Manchester City grał w dziesiątkę. Włoch był kompletnie bezproduktywny zarówno w defensywie i ofensywie. Zdecydowanie na największe słowa uznania zasługuje Wayne Rooney, który w końcu zagrał na takim poziomie do jakiego wszystkich przyzwyczaił. Udało mu się zdobyć dwie bramki i gdyby nie to, że van Persie zdobył zwycięską bramkę to właśnie Anglik byłby największym wygranym tych derbów. Mimo to, Rooney pokazał, że jest najważniejszym ogniwem United i abstrahując od tego, że van Persie strzelił najwięcej bramek to w ofensywie Rooney jest niezastąpiony. Gra głównie dla drużyny, a dopiero potem myśli o sobie. Dzięki temu zwycięstwu United umocnili się na prowadzeniu i jeżeli będą dalej tak zabójczo skuteczni to mistrzostwo Anglii powinno być ich.

***
Liverpool odnosi cenne zwycięstwo na Upton Park
Bardzo ciekawym meczem okazało się starcie między West Hamem i Liverpoolem. “The Reds” mimo, że grali bez Suareza i napastnika potrafili ustrzelić 3 bramki i pokonać “Młoty”. Liverpool wydaje mi się, że jeżeli będzie nadal grał w taki sposób jak w niedziele to może poważnie włączyć się do walki o miejsce promujące grę w lidze mistrzów. Aby jednak tak się stało muszą poprawić skuteczność. Co najważniejsze grają przede wszystkim ofensywnie i chcą jak najdłużej utrzymać się przy piłce. To przynosi efekty bo Liverpool przegrał tylko 1 spotkanie z ostatnich 11. Na pochwałę zasłużyli przede wszystkim młodzi, czyli: Sterling i Shelvey, a ze starszych Joe Cole, który rozegrał w końcu całkiem dobre spotkanie okraszając je bramką.  Mam nadzieję, że Sterling, który parę dni temu skończył 18 lat podpisze kontrakt z Liverpoolem. Na wyspach mówi się o zainteresowaniu Manchesteru United, jednak taki transfer wydaje się mało prawdopodobny. Jeżeli jednak tak by się stało Sterling byłby pierwszym piłkarzem od 1964 roku, który przeszedłby z Anfield na Old Trafford albo odwrotnie.

***
Radość Jelavica po strzelonym golu w ostatniej minucie
Bezpośrednie starcie o czwartą pozycję miało miejsce na Goodison Park gdzie Everton zmierzył się z Tottenhamem. “The Toffees” po szalonej końcówce i bardzo wyrównanym meczu pokonali “Koguty”. Everton chyba ze wszystkich drużyn Premier League na przełomie wakacji zanotował największy progres przede wszystkim, jeżeli chodzi o grę. Gdyby nie brak skuteczności i kilka pomyłek sędziowskich byliby co najmniej na 3 miejscu. Ich gra wzbudza szacunek i podziw, bo jak Liverpool myślą głównie o ofensywie i strzeleniu bramek. Co do Tottenhamu to tej drużynie brakuje pewnej stabilizacji. Można mówić, że przegrali pechowo, ale stało się tak na ich życzenie. W doliczonym czasie prowadząc 1-0 przegrali 2-1, tak doświadczeni obrońcy na czele z Gallasem nie powinni tak łatwo tracić bramek. Co jeszcze może martwić Villasa - Boasa to fakt, że po frajersku przegrywają większość bezpośrednich starć z najlepszymi. Znamienny jest fakt, że gdyby nie liczyć goli straconych przez “Koguty” po 80 minucie to byliby na czele Premier League.

***
Radość piłkarzy Bradford po życiowym sukcesie w meczu z ekipą Wengera
Stało się. Arsenal we wtorek sięgnął dna i mułu. Przegrywając z czwartoligowym Bradford “Kanonierzy” odpadli z Pucharu Ligi jednocześnie tracąc szansę na jedyne realne trofeum, które mogliby w tym sezonie zdobyć. Wenger tradycyjnie nie widzi problemu w tej porażce i apeluje do graczy, by zbytnio się nią nie przejmować. Dodaje jeszcze, że taka klęska nie jest upokarzająca... Jeżeli Arsenal, który przed sezonem chciał walczyć o mistrzostwo Anglii przegrywa z jakimś czwartoligowcem to nie jest to normalne. Co gorsza menedżer uważa, że nic się nie stało. Arsenal w tej chwili jest klubem bez jakiejkolwiek ambicji, chęci bycia najlepszym. Stał się takim klubem jakim obecnie jest Ajaks Amsterdam na europejskim polu, czyli głównie dostarczycielem piłkarzy do lepszych zespołów. Wenger od dłuższego czasu żyje w jakimś alternatywnym świecie, w którym co by się nie stało i tak jest dobrze, na wszystko znajdzie się jakieś marne wytłumaczenie. Kibice mają już takiej sytuacji dość i żądają zmian, tych najbardziej drastycznych przede wszystkim na stanowisku trenera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz