Sytuacja Tottenhamu robi się coraz bardziej skomplikowana, z
jednej strony ucieka Chelsea, z drugiej goni Arsenal, a sami stoją w miejscu.
To do niczego dobrego nie może doprowadzić. Po drugiej porażce z rzędu w lidze,
a trzeciej w ciągu ostatnich ośmiu dni Spurs znaleźli się w podobnym zatrzasku
co rok temu. W zeszłym roku po 25 kolejkach mieli 10 punktów przewagi nad
Arsenalem, a już po 28 kolejkach tylko 1. Pisałem o tym, że nie wierzę w to, by
„Koguty” ostatecznie nie znalazły się w lidze mistrzów, ale tam autentycznie
jest coś nie tak. To chyba jest najbardziej pechowy klub w angielskiej elicie. Na porażkę z Fulham statystyki nie wskazywały, Spurs nie przegrali z nimi na
White Hart Lane od 9 lat, ostatnią bramkę „the Cottagers” strzelili tam 5 lat
temu, a ostatni raz na własnym boisku zostali pokonani 3 listopada przez Wigan.
Skończyło się 1-0 dla Fulham. Tottenham wyszedł w bardzo eksperymentalnym
składzie, z Assou-Ekotto na lewej pomocy i Sigurdssonem po prawej. Przyniosło
to najwięcej dośrodkowań w pole karne w tej kolejce, ale marny z tego był pożytek.
Spurs oddali zaledwie 3 celne strzały, Fulham dwa, lecz to wystarczyło, aby wypatroszyć słabo dysponowane tego dnia "Koguty".
![]() |
Po jednej stronie Tottenham, który miał najwięcej dośrodkowań, pod drugiej Fulham które w całej kolejce miało ich najmniej. |
Jest połowa marca, czyli pora na to, aby Wigan powoli zaczęło
gonić miejsce potrzebne do utrzymania. To taki okres dla tego klubu, gdy
zawodnicy przypominają sobie o tym, że potrafią grać w piłkę. Tydzień
temu pokonali Everton w 1/4 FA Cup, teraz wygrali z Newcastle w lidze i pewnie
żałują, że przyszła pora na mecze reprezentacji. Żadna drużyna nie leży Wigan
na własnym stadionie jak „Sroki”, pokonali ich po raz 6 na DW Stadium. Mogą się
cieszyć ze zwycięstwa, jednak niestety Newcastle powinno czuć się skrzywdzone i
okradzione z co najmniej jednego punktu. Przy bramce na 2-1 jeden z zawodników
Wigan zagrywał piłkę ręką (Figueroa) i gol nie powinien zostać uznany. Do tego McManaman –
skrzydłowy „the Latics” powinien zostać wyrzucony z boiska za atak na połamanie
nóg Haidarze – obrońcy Newcastle. W takich sytuacjach potrzebna jest izolatka
dla atakującego, a nie było nawet żółtej kartki. Tak czy siak Wigan zgarnęło
trzy punkty i dzięki temu jeszcze nie poddało się z walki o byt w Premier
League. Pozostało już tylko jedno miejsce do obsadzenia Championship w
przyszłym sezonie, bo Reading i QPR niemal dwoma nogami już spadło.
Na koniec o Sunderlandzie, który zanotował 7 mecz bez
zwycięstwa i jest coraz bliżej strefy spadkowej. Do tego w najbliższej kolejce
grają z Manchesterem United, tydzień później z Chelsea także ta seria może się
przedłużyć do 9 takich spotkań. W starciu z Norwich wszystko ułożyło się dla
nich niemal idealnie, przez 2/3 meczu grali w przewadze jednego zawodnika, do
tego sędzia im sprzyjał, bo nie podyktował oczywistego karnego dla „Kanarków”.
Jednak nawet to nie przyniosło upragnionego punktu. Z dobrej strony pokazał się Rose – lewy obrońca „Czarnych Kotów”, który był usposobiony bardzo ofensywnie i
dobrze rozumiał się z Vaughanem, który grał na środku. Te dwa ogniwa to
bezapelacyjnie w starciu z Norwich były najjaśniejsze punkty drużyny. Co może
niepokoić to współpraca duetu napastników – Stevena Fletchera i Danny’ego
Graham, która się specjalnie nie układa. W ciągu dwóch ostatnich meczów
wymienili ze sobą zaledwie dwa podania, także o jakiejś współpracy nie można
nawet mówić. Cztery punkty dzielą Sunderland od strefy spadkowej, dużo i mało.
Mają do tego jeden mecz więcej rozegrany od osiemnastego Wigan. Końcówka na
pewno będzie bardzo nerwowa, bo po dwóch następnych kolejkach ich przewaga może
stopnieć do 0.
O sobotnich meczach pisałem tutaj
PS. Najwięcej podań w tej kolejce wymieniło Swansea, do tego
miało najwyższą celność podań 88%, a Jonathan De Guzman miał najwięcej
kontaktów z piłką ze wszystkich grających w tej serii gier. To jednak nie przyniosło
skutku w postaci jakiegokolwiek punktu w meczu z Arsenalem, ba nie oddali nawet
celnego strzału na bramkę Fabiańskiego, co wygląda trochę groteskowo przy całej
pracy jaką wykonali podczas całego meczu.
PS 2. Niewiele ma to wspólnego z Premier League, ale tak wygląda jeden z najładniejszych goli weekendu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz